Großglockner, czyli wyprawa na dach Austrii 2016


"Kiedyś ktoś mnie zapytał: "Dlaczego chodzisz po górach?". Odpowiedziałem, że ludzi można podzielić na dwa rodzaje:
a) na tych, którym tej pasji nie trzeba tłumaczyć
b) na tych, którym się jej nie wytłumaczy"
- Piotr Pustelnik 
English 


Grossglockner  3798 m n.p.m. - w tłumaczeniu na język polski oznacza Wielki Dzwonnik. Jest najwyższym szczytem Austrii leżącym w parku narodowym w podgrupie górskiej Wysokich Taurów. Jest drugim co do wybitności szczytem Alp. Pierwsze wyjście miało miejsce już 28 lipca 1800r.



dzień 1. Wiedeń - Lienz - Hubben - Kals am Großglockner


No i zaczęło się! wystartowaliśmy w naszą kolejną wyprawę do chmur.

Tym razem nasz cel to najwyższy szczyt Austrii Großglockner.

Pierwszym etapem podróży był nocny przejazd polskim busem do Wiednia.

Planując podróż z większym wyprzedzeniem można zarezerwować bilety nawet za 10zł w jedną stronę.

Wiedeń powitał nas pięknym wschodem słońca.



Nie spędziliśmy tam zbyt wiele czasu, ale wystarczająco na to żeby zwrócić uwagę na niesamowicie dobrą organizację na dworcach, dzięki której odnalezienie przesiadki zajęło nam moment.




Stamtąd austriackimi liniami kolejowymi ÖBB dostaliśmy się do uroczego miasteczka Lienz, położonego we Wschodnim Tyrolu i otoczonego ze wszystkich stron Alpami.
W Lienz mieliśmy okazję zobaczyć mały zabytkowy rynek i część starego miasta.






Po trochę ponad godzinnym spacerze nadjechał autobus, który miał zabrać nas do miejscowości Hubben, oddalonej od celu naszej podróży o około 10km. Z Hubben, po godzinie oczekiwania na następną przesiadkę, dotarliśmy bardzo wąską oraz krętą drogą do upragnionego Kals am Großglockner - położonego na wysokości 1324 m. n. p. m.





To właśnie stamtąd mieliśmy ruszyć w górę następnego dnia.

W Kals zatrzymaliśmy się w bardzo miłym pensjonacie Wurlerhof, który za naprawdę niską jak na to miejsce cenę oferował niesamowicie dobre warunki.
Zostaliśmy tam ugoszczeni jak członkowie rodziny.

Bardzo godna polecenia jest tez restauracja Gamsalm, która znajdowała się niedaleko pensjonatu. Miała w ofercie pyszne i stosunkowo niedrogie jedzenie.






Podsumowując:

- Bilety na połączenie z Wiednia do Kals am Großglockner można kupić taniej na stronie http://www.oebb.at/en/

- Strona internetowa pensjonatu Wurlerhof http://www.wurlerhof.at/
- Pokonane przewyższenie - Wiedeń 174 m n.p.m. - Kals 1324 m n.p.m.



dzień 2. Kals am Großglockner - Schronisko Erzherzog-Johann-Hutte



Dzisiaj zaplanowaliśmy, że dotrzemy do najwyżej położonego na naszej trasie schroniska -Erzherzog-Johann-Hutte, w którym mieliśmy zarezerwowane już parę dni wcześniej noclegi.
Czekało nas pokonanie 2130m przewyższenia.

Dzień rozpoczęliśmy stosunkowo wcześnie, bo o godzinie 5.30, od wyjątkowo przygotowanego śniadania w pensjonacie Wurlerhof.

Trzeba w tym miejscu napisać o tym, że obsługa pensjonatu a w szczególności gospodyni, która nas gościła, byli niesamowitymi, ciepłymi, gościnnymi i uczynnymi ludźmi.



Zaraz po śniadaniu szybko przepakowaliśmy plecaki i wyruszyliśmy w drogę. 





Przed wyruszeniem na trasę dobrze jest sprawdzić dokładnie na mapie gdzie znajduje się wejście na szlak prowadzący do pierwszego schroniska, czyli Lucknerhaus, ponieważ w miasteczku wcale nie ma żadnych oznaczeń ułatwiających dojście do niego.

W późniejszych godzinach z miasteczka Kals odjeżdża autobus, który dociera pod samo Lucknerhaus, na wysokość 1920m n.p.m.

My jednak wybraliśmy pieszą wędrówkę, czego ani przez moment nie żałowaliśmy, ponieważ droga była bardzo przyjemna i widokowa.

Po około 40 minutach marszu naszym oczom ukazał się cel - Grossglockner. Był jeszcze bardziej imponujący niż się spodziewaliśmy.


W Lucknerhaus zrobiliśmy krótką przerwę na kawę. Można tam także zjeść szarlotkę dorównującą naszej polskiej szarlotce z doliny Chochołowskiej albo Murowańca.




Za schroniskiem nareszcie weszliśmy w teren Parku Narodowego Wysokich Taurów.
Droga z Lucknerhaus do Lucknerhutte trwała nieco ponad 1,5 godziny i prowadziła przez piękną zieloną dolinę Kodintztal.


W Lucknerhutte uzupełniliśmy wodą puste butelki i ruszyliśmy dalej w górę. Następnym przystankiem miało być schronisko Stüdlhütte położone na wysokości 2802 m n.p.m. Dotarliśmy tam w około 2 godziny.



Stüdlhütte z zewnątrz przypominało dużą stalową puszkę. W środku jednak było całkiem przytulnym, wyłożonym drewnem schroniskiem. Stanowiło przedostatni punkt naszej wyprawy na ten dzień.







Następnie wyruszyliśmy do położonego na wysokości 3451 m n.p.m Erzherzog-Johann Hutte. Aby się tam dostać należy przejść przez lodowiec. Szlak i szczeliny były bardzo dobrze widoczne, lecz mimo wszystko, zawsze lepiej związać się liną.



Lodowiec kończył się krótką ferratą, która prowadziła do samego schroniska. Droga z Stüdlhütte do E-J H trwała około 2 godziny.






Erzherzog-Johann Hutte okazało się być bardzo klimatycznym schroniskiem, czynnym do końca września. Jest też idealną bazą wypadową na szczyt. Oferuje liczne miejsca noclegowe, pościel i dobre jedzenie. W sezonie zimowym, dostępny jest schron, położony przy schronisku.




Warto podkreślić, że schroniska w drodze na szczyt honorują zniżki Alpenverein oraz klubów wysokogórskich będących członkami Międzynarodowej Federacji Związków Alpinistycznych UIAA.






Podsumowując:

-Warto wcześniej zarezerwować mailowo nocleg w schronisku Erzherzog-Johann Hutte, wszystkie dane kontaktowe znajdziecie na stronie: 
http://www.erzherzog-johann-huette.at/

- Kals am Großglockner (1324 m n.p.m.) - Lucknerhaus (1920 m n.p.m.) - czas: około 1,5h
- Lucknerhaus (1920 m n.p.m.) - Lucknerhutte (2241 m n.p.m) - czas: około 1,5h
- Lucknerhutte (2241 m n.p.m) - Stüdlhütte (2802 m n.p.m) - czas około 2h
- Stüdlhütte (2802 m n.p.m) - Erzherzog-Johann Huette ( 3454 m n.p.m) - czas: około 2h


dzień 3. Schronisko Erzherzog-Johann-Hutte - Klein Glockner


Atak szczytowy zaplanowaliśmy na niedzielę. Wszystko szło zgodnie z planem. Słoneczna bardzo stabilna pogoda miała ulec zmianie dopiero za kilka dni.
Jednym słowem wymarzone warunki :)



Dzięki temu, że poprzedniego dnia dotarliśmy do schroniska Erzherzog-Johann mogliśmy pozwolić sobie na to, żeby dzisiaj wstać trochę później i ruszyć na trasę około godziny 9.

Czas pokonania drogi ze schroniska na główny wierzchołek Großglocknera może wynosić od 2 nawet do 5 godzin i uzależniony jest głównie od ilości osób, które w tym samym czasie chcą również zdobyć szczyt oraz od ludzi, którzy ze szczytu wracają.




Po opuszczeniu schroniska ruszyliśmy w stronę góry. Początkowo trasa wiodła  po kamiennym płaskim terenie, następnie weszliśmy na teren lodowca, gdzie dobrze widoczna ścieżka prowadziła po równym terenie, który po chwili zmienił się w mocno przewyższone śnieżne zbocze. Po jego pokonaniu znaleźliśmy się znowu na płaskim.










Był to idealny moment aby odpocząć i przygotować się do wspinaczki, związać liną, przygotować sprzęt oraz zamienić kije na czekan. W dalszym terenie wszystkie te czynności mogłoby okazać się bardzo trudne.




W tym momencie stanęliśmy przed konkretnym wyzwaniem. Tym wyzwaniem było pokonanie bardzo oblodzonego i stromego żlebu. Najlepiej jest go pokonać wcześnie rano, jeszcze zanim śnieg i lód zacznie się topić. Po prawej stronie, idąc w górę, znajduje się trochę ringów. Ich rzadkie rozłożenie nie ułatwia jednak sytuacji. Stromy żleb w warunkach jakie nas zastały stanowił zdecydowanie najtrudniejszą przeszkodę w dojściu na szczyt. Dodatkowym utrudnieniem byli przewodnicy, którzy prowadząc swoich klientów, prawie że na siłę przepychali się między innymi wspinaczami.



Po pokonaniu żlebu dotarliśmy do miejsca, gdzie można było zdjąć i zostawić raki oraz czekan, później mogłyby tylko przeszkadzać, ponieważ dalsze przejście prowadziło skalistą granią.



Na grani znajdowało się dużo tyczek, które stanowiły bardzo wygodne punkty asekuracyjne. Tyczki były poustawiane do samego Kleinglocknera (niższego wierzchołka, oddzielnego od Grossglocknera przełęczą Glocknerscharte).




Tego dnia udało nam się zdobyć Kleinglockner. Graniowe przejście nie stanowiło większego problemu. Jest bardzo przyjemne i przepełnione pięknymi widokami. Może stanowić problem dla osób wrażliwych na ekspozycje, a dla mających jakikolwiek lęk wysokości lub przestrzeni może być barierę praktycznie nie do przejścia.









Największym niebezpieczeństwem w tym miejscu byli mijający się ludzie. Nie ma tam podziału na drogę dla wchodzących i schodzących. Jest tylko jedna droga, na której muszą zmieścić się wszyscy.






Po zdobyciu Kleinglocknera wróciliśmy na zasłużony odpoczynek z powrotem do Erzherzog-Johann Hutte. Schronisko tętniło życiem. Postanowiliśmy położyć się wcześniej, żeby nadrobić siły przed kolejnym górskim dniem.

dzień 4. Schronisko Erzherzog-Johann-Hutte - Großglockner

"Tu w górach przyjeżdża się, by stanąć przed pewną rzeczywistością geograficzną, która nas przewyższa i pobudza do zaakceptowania tej postawy, do pokonania samych siebie. I widać tych piechurów, turystów, alpinistów, tych wspinających się nierzadko, jak bohaterowie, którzy podążając za milczącym słowem, słowem majestatycznym, odwieczną wymową gór idą, wspinają się i pokonują samych siebie, aby dotrzeć na szczyty." Jan Paweł II


"Góry są środkiem, celem jest człowiek. Nie chodzi o to, aby wejść na szczyt, robi się to, aby stać się kimś lepszym." Walter Bonatti
Dzisiejszy poranek powitał nas zapierającym dech w piersiach widokiem. To był jeden z tych składowych momentów, kiedy czas dosłownie stanął w miejscu. Słońce powoli wynurzało się ponad rozciągające się po horyzont alpejskie szczyty. Niosło za sobą czerwono-pomarańczową łunę, która w dobitny sposób kontrastowała ze spowitym jeszcze nocą niebem.



Z takim widokiem przed oczami, zjedliśmy śniadanie, które w Erzherzog-Johann Hutte
składa się z kawy/herbaty, chleba i dużej miski wypełnionej miniaturowym wersjami dżemów, pasztetów i innych dodatków potrzebnych do skomponowania kanapek.
Po śniadaniu około godziny 7:00, zebrani, ruszyliśmy w stronę szczytu.


Droga do Kleinglocknera przebiegła w podobny sposób, co dnia poprzedniego. Początkowo prosta, przerodziła się w oblodzony, niebezpieczny żleb a następnie graniowe, kamieniste podejście, które cieszyło oczy.






Po dotarciu do Kleinglocknera od szczytu Grossglocknera dzieliła nas tylko przełęcz Glocknerscharte. Żeby ją pokonać należało zejść za pomocą ferraty w dół, gdzie zaczynał się ostatni już, wspinaczkowy odcinek prowadzący na wysokość 3798 m n.p.m.


Wycena trudności tego podejścia według skali alpejskiej PD wynosi I +, II. Było ono ubezpieczone w ringi i pojedyncze tyczki a znalezienie chwytów na ręce nie stanowiło tam większego problemu.
Głównym utrudnieniem, podobnie jak w przypadku przejścia graniowego, byli mijający się ludzie.
Po niespełna 30-40 minutach udało nam się dumnie stanąć obok Kaiserkreuzu, którym jest 350 kilogramowy cesarski krzyż, zdobiący szczyt Grossglocknera.




Widok stamtąd był zachwycający a uczucie, które mu towarzyszyło, niezapomniane :)






Jeszcze tego samego dnia, postanowiliśmy wrócić do Stüdlhütte. Dotarliśmy tam wieczorem, szczęśliwi, ale nieco zmęczeni. Zejście ze szczytu, ze względu na ciężkie warunki w żlebie i konieczność uważania na mijających się ludzi, zajęło nam więcej czasu, niż myśleliśmy a do schroniska dotarliśmy już po zmroku.

Planując wyprawę na Grossglockner, warto jest ubezpieczyć się w rezerwę czasową.
Dzień zakończyliśmy pyszną zupą ogókową i prysznicem, który uwaga, jest na żetony i trwa całe 3 minuty (koszt jednego żetona to 4 euro).

Schronisko Stüdlhütte tak samo jak Erzherzog-Johann Hutte honoruje zniżki Alpenverein oraz klubów wysokogórskich.

Następnego dnia po wczesnej pobudce ze smutkiem i ze świadomością, że to już koniec naszej wyprawy, zaczęliśmy schodzić w dół do Lucknerhaus. Spotkaliśmy się tam z poznanymi dzień wcześniej w schronisku niesamowitymi ludźmi z Polski, którzy pomogli nam dojechać do Wiednia i zdążyć na czas na autobus powrotny do Polski :)


Zapraszamy do obejrzenia filmu, który udało nam się nakręcić podczas zdobywania szczytu: