Alpejska Wyprawa na Masyw Monte Rosa 2017 - Dzień 6. Capanna Gnifetti - Alagna


Wyjście jest łatwe.
Powrót wymaga (...) wysiłku woli,
 ponieważ jest o wiele trudniejszy."
                                Terry Pratchett


Dzień rozpoczął się dla nas później niż zwykle. Zupełnie nie zwracając uwagi na poranny schroniskowy zgiełk odsypialiśmy niedobór snu i nabieraliśmy sił do drogi powrotnej.

Tego dnia nie nastawialiśmy się już na zdobywanie wielkich szczytów, chcieliśmy po prostu zejść do położonej u stóp masywu Monte Rosa alpejskiej miejscowości - Alagny.


Góry pożegnały nas piękną słoneczną pogodą, która towarzyszyła nam aż do samego wieczoru.
Nie spiesząc się zupełnie zaczęliśmy schodzić w dół dopiero około godziny 10.


Pierwszym punktem, do którego musieliśmy zajrzeć było położone niedaleko schronisko Mantova.
Kilka dni wcześniej żeby pozbyć się nadmiernego ciężaru zostawiliśmy tam namiot.
Droga do Mantovy nie przysporzyła nam żadnych trudności. Niżej położone schronisko jest dobrze widoczne z tarasu Capanna Gnifetti.
Żeby tam dotrzeć musieliśmy zejść w dół dobrze ubezpieczoną ferratą a następnie przejść długim zakosem śnieżnym przez niewielki lodowiec Garstelet.


Od schroniska Rifugio Mantova skierowaliśmy się według znaków na przełęcz Passo Dei Salati.
Dodatkowego uroku naszej drodze zejścia dodawał fakt, że powrót zaplanowaliśmy zupełnie innym szlakiem niż przy wejściu.


Początkowo wiódł on widokową, kamienistą ścieżką, która łączyła się z lodowcem Indren, położonym u stóp Piramidy Vincenta i Punta Giordani. Następnie czekało nas krótkie, niewymagające przejście przez lodowiec, do widocznej w dole nowo wybudowanej stacji kolejki linowej znajdującej się na szczycie Punta Indren.


Przy stacji kolejki spotkała nas bardzo miła niespodzianka. Nieopodal budynku pasło się stado malutkich koziorożców alpejskich, którym zupełnie nie przeszkadzała obecność ludzi.


Dalszy przebieg drogi okazał się być bardzo nieewidentny.
W tym miejscu należało skierować się w kierunku wschodnim (w lewo) do widocznej, nieczynnej już stacji kolejki linowej na Punta Indren.
Droga prowadziła skalistym terenem na przemian przeplatanym dużymi śnieżnymi płatami.


Po dotarciu do dawnej stacji kolejki powróciły oznaczenia szlaku. Zgodnie z nimi skierowaliśmy się w dół, wzdłuż urwiska, z którego rozpościerał się piękny widok na dolinę Aosty.


Następnie droga prowadziła w stronę znajdującej się tuż przed nami góry Stolenberg - będącej kolejną niespodzianką tego dnia.


Szlak prowadził piękną i delikatnie eksponowaną drogą trawersując zbocze góry wznosząc się i zbliżając do jej szczytu lecz ostatecznie go nie osiągając. Podjęliśmy wtedy jedną próbę zdobycia góry „na własną rękę” jednak osuwające się drobne kamienie skutecznie zmieniły naszą decyzję.



Będąc po drugiej stronie Stolenbergu znaleźliśmy się na przełęczy Passo dei Salati, na której znajdowała się kolejna, nowoczesna stacja kolejki narciarskiej. Poniżej niej umiejscowiony był budynek schroniska.


Po zejściu z przełęczy wkroczyliśmy w teren  pięknej i zielonej włoskiej doliny Aosty. Piękno doliny zaburzało jednak to, że dalsza droga prowadziła już w sąsiedztwie tras narciarskich, wyciągów i kolejek górskich. Co pewien czas mijaliśmy również między innymi opuszczone budynki dawnych schronisk i infrastruktury narciarskiej


Idąc dalej, wraz z utratą wysokości w końcu zaczął pokazywać się nasz cel a zarazem punkt końcowy wycieczki - miasteczko Alagna Valsesia. Szliśmy tam jednak o wiele dłużej niż można by się było tego spodziewać. Po drodze minęliśmy ostatnią już stację kolejki górskiej prowadzącej do Alagny- Pinnalungne.


Od stacji szlak prowadził szeroką i krętą drogą. Po około dwóch godzinach marszu (około godziny 17) nareszcie dotarliśmy do upragnionej Alagny.


Byliśmy na prawdę bardzo głodni i zmęczeni. Naszym priorytetem stało się odnalezienie NAJLEPSZEJ pizzerii w miasteczku. Niestety wszyscy mieszkańcy, których pytaliśmy wskazywali nieczynną jeszcze pizzerie Dir und Don znajdującą  się na centralnym placyku
Piazza Regina Margherita. Miała ona zostać otworzona dopiero o godzinie 19.


Długi czas oczekiwania zmusił nas do ponowienia poszukiwań. Tym sposobem natrafiliśmy na wydawałoby się, jeszcze lepsze miejsce - Caffè delle Guide, gdzie kuchnia serwowała lokalne przysmaki a przede wszystkim upragnioną włoską pizzę oraz znakomite lokalne piwo.


Po znakomitym obiedzie przyszedł czas na znalezienie noclegu.
Okazało się, że niecały kilometr od centrum miasteczka znajduje się znakomite pole namiotowe - Campeggio Alagna.
Po wyjściu z restauracji wystarczyło zakręcić przy kościółku w prawo i główną uliczką - Via dei Walser, przebiegającą przez całą miejscowość, kierować się cały czas prosto aż do ronda.
Na rondzie należało zakręcić w prawo, aby stanąć już przed bramą campingu.
Camping okazał się być miejscem na naprawdę bardzo wysokim poziomie.
Przy bramie znajdowała się restauracja serwująca gościom posiłki, w której można było również zakupić artykuły potrzebne do przeżycia na polu namiotowym.
Camping był wyposażony również w bardzo schludne i nowoczesne łazienki.


Tego dnia po rozbiciu namiotu nie mogliśmy się powstrzymać przed pójściem do polecanej nam wcześniej pizzerii.
Restauracja Dir und Don okazała się być bardzo klimatycznym miejscem, a pytane wcześniej osoby nie myliły się... Pizza była znakomita!