Alpejska Wyprawa na Masyw Monte Rosa 2017 - Dzień 3 (aklimatyzacyjny). Rifugio Città di Mantova - Capanna Gnifetti


"Żeby kochać góry, nie trzeba ich koniecznie widzieć; jeśli kocha się istotę najdroższą, niekoniecznie musi się ja widzieć czy słyszeć, jak do nas mówi – wystarczy sama jej obecność. W górach jest podobnie – istnieją i to wystarcza."

Colette Richard


Poranek w schronisku Mantova rozpoczął się jak to bywa często w schroniskach alpejskich, jeszcze przed wschodem słońca. Większość ludzi nocujących na tej wysokości w planach miało wyjście wysoko w góry, zazwyczaj do schroniska Capanna Margherita, położonego na szczycie Punta Gnifetti. Wiązało się to z przejściem przez lodowiec, który zdecydowanie bezpieczniej przechodzi się rano. W późniejszych godzinach słońce znacznie osłabia znajdujące się na jego powierzchni mosty śnieżne przykrywające szczeliny. Im później odwiedzi się lodowiec, tym istnieje większe ryzyko wpadnięcia do szczeliny. Dlatego właśnie, życie w alpejskich, wyższych schroniskach zaczyna się zazwyczaj około 4 rano lub nawet wcześniej a niektórzy alpiniści stawiają swoje pierwsze kroki jeszcze przy świetle czołówek.

My tego dnia nie musieliśmy się tak bardzo spieszyć. Mieliśmy jeden cel - aklimatyzację. Pierwotnie planowaliśmy dojść do schroniska Gnifetti, które wybraliśmy za główną bazę wypadową, skąd po zakwaterowaniu i zostawieniu rzeczy chcieliśmy wyruszyć trochę powyżej schroniska, na lodowiec, żeby zorientować się w terenie i  przyzwyczajać organizmy do wysokości. Niestety z powodu niekorzystnej pogody nie cały plan udało się zrealizować. 


Początkowo zaczynając dzień od śniadania w Mantovie, zebraliśmy rzeczy i około godziny 9 wyruszyliśmy w górę do Rifuggio Gnifetti. 
Droga z Rifuggio Mantova do Gnifetti jest bardzo prosta. Schroniska są usytuowane bardzo blisko siebie. Dzieli je około 40 minut głównie śnieżnego przejścia będącego pozostałością lodowca Garstelet.
Ponadto z jednego dobrze widoczne jest drugie schronisko. 


Zanim się obejrzeliśmy, po pokonaniu śnieżnego zakosu, dotarliśmy do krótkiej ferraty, która prowadziła na taras schroniska.


Rifugio Gnifetti już z dołu wyglądało niesamowicie, jednak z bliska napawało jeszcze większym zachwytem. Uznaliśmy jednogłośnie, że jest najlepszym schroniskiem jakie do tej pory odwiedziliśmy.





Wybudowano je na skale na wysokości 3647m n.p.m. Wyjątkowości nadaje mu fakt, że jest bezpośrednim sąsiadem potężnego lodowca Lys, a także leżących na nim czterotysięczników.




Z tarasów i okien rozpościera się przecudowny widok na ciągnące się aż po sam horyzont alpejskie szczyty, łącznie z masywami Gran Paradiso i Mont Blanc oraz widok opadającego w dół stoku czoła lodowca Lys wraz z jego potężnymi szczelinami. 
Wszystko to razem bardzo zachwycało oczy.





Schronisko dzięki swojej lokalizacji stanowi bardzo dobrą bazę wypadową na pobliskie czterotysięczniki. 


Byliśmy mile zaskoczeni warunkami jakie panowały w środku. Pozytywny personel, który nawet pomimo " tłoku" bardzo dobrze ogarniał sytuację, pyszne jedzenie, którego nikt nie spodziewał się na tej wysokości, duży wybór lokalnego piwa, dostęp do pryszniców, ubikacja z widokiem na lodowiec, wygodne, 3-piętrowe łóżka, ciepłe pokoje.. można by tak wymieniać i wymieniać. 



Po zakwaterowaniu się i przepakowaniu ciężkich plecaków, pogoda skutecznie pokrzyżowała nasze plany związane z wyjściem gdzieś wyżej, na teren lodowca, w celach aklimatyzacyjnych. Rifuggio Gnifetti stało się nagle miejscem jak ze snu. Byliśmy dosłownie w chmurze. Taki stan niestety utrzymywał się przez większość dnia, na przemian ze śniegiem, burzą i chwilowymi przejaśnieniami. 



Nic jednak straconego bo w trakcie czekania, ku naszemu zaskoczeniu, mieliśmy szczęście spotkać dwie wspaniałe polskie ekipy :)