Großglockner, czyli wyprawa na dach Austrii - dzień 4. Schronisko Erzherzog-Johann-Hutte - Großglockner


"Tu w górach przyjeżdża się, by stanąć przed pewną rzeczywistością geograficzną, która nas przewyższa i pobudza do zaakceptowania tej postawy, do pokonania samych siebie. I widać tych piechurów, turystów, alpinistów, tych wspinających się nierzadko, jak bohaterowie, którzy podążając za milczącym słowem, słowem majestatycznym, odwieczną wymową gór idą, wspinają się i pokonują samych siebie, aby dotrzeć na szczyty." Jan Paweł II


"Góry są środkiem, celem jest człowiek. Nie chodzi o to, aby wejść na szczyt, robi się to, aby stać się kimś lepszym." Walter Bonatti

Dzisiejszy poranek powitał nas zapierającym dech w piersiach widokiem. To był jeden z tych składowych momentów, kiedy czas dosłownie stanął w miejscu. Słońce powoli wynurzało się ponad rozciągające się po horyzont alpejskie szczyty. Niosło za sobą czerwono-pomarańczową łunę, która w dobitny sposób kontrastowała ze spowitym jeszcze nocą niebem.


Z takim widokiem przed oczami, zjedliśmy śniadanie, które w Erzherzog-Johann Huette
składa się z kawy/herbaty, chleba i dużej miski wypełnionej miniaturowym wersjami dżemów, pasztetów i innych. 
Po śniadaniu około godziny 7:00, zebrani, ruszyliśmy w stronę szczytu.
Droga do Kleinglocknera przebiegła w podobny sposób, co dnia poprzedniego. Początkowo prosta, przerodziła się w oblodzony, niebezpieczny żleb a następnie graniowe, kamieniste podejście, które cieszyło oczy.





Po dotarciu do Kleinglocknera od szczytu Grossglocknera dzieliła nas tylko przełęcz Glocknerscharte. Żeby ją pokonać należało zejść za pomocą ferraty w dół, gdzie zaczynał się ostatni już, wspinaczkowy odcinek prowadzący na wysokość 3798 m n.p.m.


 Wycena trudności tego podejścia według skali alpejskiej PD wynosi  I +, II. Było ono ubezpieczone w ringi i pojedyncze tyczki a znalezienie chwytów na ręce nie stanowiło tam większego problemu.
Głównym utrudnieniem, podobnie jak w przypadku przejścia graniowego, byli mijający się ludzie.
Po niespełna 30-40 minutach udało nam się dumnie stanąć obok Kaiserkreuzu, którym jest 350 kilogramowy cesarski krzyż, zdobiący szczyt Grossglocknera. 


Widok stamtąd był zachwycający a uczucie, które mu towarzyszyło, niezapomniane :) 





Jeszcze tego samego dnia, postanowiliśmy wrócić do Stüdlhütte. Dotarliśmy tam wieczorem, szczęśliwi, ale nieco zmęczeni. Zejście ze szczytu, ze względu na ciężkie warunki w żlebie i konieczność uważania na mijających się ludzi, zajęło nam więcej czasu, niż myśleliśmy. 
Planując wyprawę na Grossglockner, warto jest ubezpieczyć się w rezerwę czasową. 
Dzień zakończyliśmy pyszną zupą ogórkową i prysznicem, który uwaga, jest na żetony i trwa całe 3 minuty (koszt jednego żetonu to 4 euro)... W tych warunkach jest jednak czymś bezcennym.

I takim sposobem Dach Austrii został zdobyty!!! :)