Alpejska Wyprawa na Masyw Monte Rosa 2017 - Dzień 5. Punta Gnifetti (Signalkuppe) i Punta Parrot (Parrotspitze)


"Góry stanowią wspaniały teren zdobywania tej mocy, która zdobyta w górach potem owocuje w dolinach. Dopiero w życiu na dolinach spełnia się wartość gór i sprawdza się ich wpływ na człowieka." 
ks. Roman E. Rogowski 
 

"Kiedy na początku wspinaczki człowiek stoi przed szczytem i patrzy na potężną górę, czuje się przytłoczony. Kiedy patrzy na tą samą górę już po zejściu - jest dumny i ma wrażenie, że może osiągnąć wszystko."
Martyna Wojciechowska 
  
Na zewnątrz panował jeszcze mrok.. i chociaż nie było łatwo, wstaliśmy na dźwięk budzika o godzinie 4:30.
Schronisko jak co dzień o tej porze tętniło już życiem.


Tego dnia poranek wyglądał zupełnie inaczej. Całe szczęście, choroba wysokościowa bezpowrotnie minęła. Nie było ani bólu głowy, ani otępienia, ani też braku apetytu. Czuliśmy się znakomicie, zmotywowani i gotowi do działania.

Czekała na nas nowa niezbadana część lodowca i przede wszystkim dwa niesamowite szczyty:
- Punta Gnifetti, z niemieckiego Signalkuppe, na jego szczycie czyli na wysokości 4554m n.p.m. stoi najwyżej położone schronisko turystyczne w Europie.
- Punta Parrot czyli Parrotspitze 4432m n.p.m. wspaniała, długa grań śnieżna położona wysoko w chmurach.

Nawet śniadanie tym razem smakowało wyjątkowo dobrze. Uroku dodawały mu wyłaniające się za oknem z ciemności szczyty okolicznych gór.


Tym razem nie musieliśmy zbyt długo przygotowywać się do wyjścia.
Plecaki i sprzęt spakowaliśmy już dzień wcześniej tak, że czekały w gotowości.
Wystarczyło tylko ubrać raki, związać się liną i sprawdzić asekuracje.


Pogoda tego dnia wydawała się być jeszcze lepsza niż wczoraj a powietrze było tak przejrzyste, że mogliśmy po sam horyzont podziwiać niesamowite piękno i potęgę gór.


Pierwsze fragmenty lodowca pokonywaliśmy przy świetle wschodzącego słońca.
Tak jak wczoraj po prawej stronie minęliśmy Piramidę Vincenta, po lewej niesamowitą grań Lyskammu, aż w końcu po pokonaniu pierwszego przewyższenia dotarliśmy na Plateau Lodowca.




Tym razem zostawiliśmy za sobą Balmenhorn, Corno Nero i Ludwigshöhe i po przejściu przełęczy Lys, dotarliśmy na teren lodowca Grenz.



To co zobaczyliśmy po przekroczeniu niewielkiego przewyższenia przeszło nasze najśmielsze oczekiwania.



Naszym oczom ukazały się 3 potężne szczyty, od lewej: Dufourspitze, Zumsteinspitze i Punta Gnifetti.




Na wschód rozciągała się rozległa panorama, na tle której dobrze było widać charakterystyczny szczyt Matterhornu.



Kontynuując wędrówkę wzdłuż wschodniego zbocza Parrotspitze po około 30 minutach znaleźliśmy się w miejscu, gdzie droga przechodziła w bardziej stromą i prowadziła na widoczną w górze przełęcz Gnifetti (Colle Gnifetti) oddzielającą od siebie szczyty Punta Gnifetti i Zumsteinspitze.






 

 




Wejście na przełęcz było stosunkowo proste. Nie sprawiało żadnych problemów orientacyjnych, szczególnie, że wszyscy poruszali się tą samą, dobrze widoczną, wydeptaną ścieżką. Kojarzyło się raczej z mozolną wędrówką po mocno nachylonym śnieżnym stoku. Jedynym mankamentem była wysokość, która najbardziej dawała o sobie znać na stromych odcinkach drogi i wymuszała coraz wolniejsze tempo marszu.




Z przełęczy pozostało już tylko ostatnie lecz najtrudniejsze kondycyjnie 102m podejście.
Czas bardzo się dłużył, a nasz cel jakby w ogóle nie przybliżał.
Nareszcie po pokonaniu długiego zakosu mogliśmy cieszyć się ze zdobycia szczytu! :)








W górach można zobaczyć wiele pięknych krajobrazów, ale widok z Punta Gnifetti to było coś wyjątkowego. Znajdowaliśmy się dosłownie ponad chmurami.










Patrząc w kierunku z którego przyszliśmy można było podziwiać niesamowitą panoramę większości szczytów masywu Monte Rosa.
W najbliższym otoczeniu od lewej widać było: Parrotspitze, Roccia della Scoperta oraz Lyskamm, natomiast po prawej Zumsteinspitze i częściowo przysłonięty najwyższy szczyt masywu Dufourspitze.
Na drugim planie widniał charakterystyczny Matterhorn w sąsiedztwie innych strzelistych gór m.in. Dent Blanche i Weisshornu.


Patrząc w drugą stronę zachwycaliśmy się widokiem niesamowitej, kilkuset metrowej przepaści, w dole której z morza chmur przebijały się szczyty niżej położonych gór oraz piękne zielone doliny Alta Valsesia i Alta Val Strona.





Już od ponad 100lat na szczycie Punta Gnifetti stoi bardzo nowoczesne schronisko/obserwatorium. Warto podkreślić, że jest to najwyżej położone schronisko turystyczne w Europie.
Zajmuje się głównie prowadzeniem wysokogórskich badań naukowych oraz usprawnieniem działań ratunkowych.




Dysponuje także miejscami do spania (dla 70 osób), łazienkami, barem i energią elektryczną.
Będąc tam mieliśmy okazję wypić przepyszną kawę przy oknie z widokiem na szczyt Dufourspitze.





Po około godzinnej przerwie i doładowaniu sił, ruszyliśmy w dalszą wędrówkę. Naszym kolejnym celem było zdobycie szczytu Parrotspitze i przejście jego niesamowitej śnieżnej grani szczytowej.
Żeby to zrobić musieliśmy wrócić się dokładnie po swoich śladach: najpierw do przełęczy Colle Gnifetti oddzielającej Punta Gnifetti od najbliższego sąsiada, Zumsteinspitze a następnie na widoczną w dole przełęcz Seserjoch, która oddzielała od siebie szczyty Punta Gnifetti i Parrotspitze.




Przełęcz Seserjoch znajduje się na wysokości 4296m n.p.m. więc czekała nas utrata wysokości o ponad 250m. Długie śnieżne zejście które niedawno pokonywaliśmy w poprzednim kierunku minęło bardzo szybko.
Po około 40 minutach po opuszczeniu szczytu Punta Gnifetti rozpoczęliśmy podchodzenie na Parrotspitze.



Pogoda zaczynała znacznie się pogarszać, wiatr wiał coraz mocniej a widoczność słabła.
Będąc na przełęczy mieliśmy sporo wątpliwości czy na pewno iść dalej.
Teraz nie żałujemy tej decyzji.



Parę minut po opuszczeniu przełęczy weszliśmy na grań szczytową Parrotspitze.
Zakryta przez kotłujące się w dole chmury przepaść na zachód i strome śnieżne wschodnie zbocze oddzielała od siebie wąziutka ścieżka prowadząca raz ostrą krawędzią grani innym razem w niedalekim jej sąsiedztwie.



Grań Parrotspitze to świetne miejsce aby poczuć prawdziwą potęgę przyrody i uświadomić sobie majestat gór.




Po spędzeniu około 30 minut wysoko w chmurach droga zaczęła się obniżać i kierować nas z powrotem w stronę lodowca. Zejście ze szczytu kończyło się krótką wspinaczką skalną w łatwym terenie (mimo to należy zachować tam czujność).


Po zejściu ze skał skierowaliśmy się w stronę Piramidy Vincenta i wróciliśmy doskonale znaną już drogą do schroniska.


Podczas zejścia z jednej strony towarzyszyło nam uczucie wielkiego szczęścia z powodu bardzo udanej górskiej przygody, z drugiej strony jednak powoli docierała do nas myśl, że alpejski wyjazd dobiega już końca.