Dzisiaj rano nie obudził nas tak jak przewidywalismy budzik, ale głośny, uciążliwy dla ucha, gromiacy z nieba deszcz. Jedyne co mieliśmy w głowach to ostatki nadziei, że to jest tylko sen i po przebudzeniu zobaczymy zatopione w słońcu góry.
Rzeczywistość jednak była inna... pogoda dalej nas nie rozpieszczała, mimo to szybko złożyliśmy namiot, spakowaliśmy rzeczy na dzisiejszy dzień i ruszyliśmy w drogę.
To był najlepszy wybór z możliwych. Po jakimś czasie wędrówki w mżawce nie widząc za chmurami gór, które powinniśmy widzieć, nagle rozpogodziło się iiii naszym oczom ukazał się upragniony Matterhorn!
Dzisiejszego dnia naszym celem było dotarcie w okolice schroniska Gandegghütte.
Niedługo po opuszczeniu Zermattu i wkroczeniu w piękne alpejskie lasy i doliny znaleźliśmy w magicznym miejscu. Była nim kawiarnia Zum See prowadzona przez uroczych ludzi Maxa i Greti.
Po wypiciu kawy która w takim miejscu smakowała jak nigdy dotąd ruszyliśmy dalej.
(Kiedy chcieliśmy kupić tam wodę, dowiedzieliśmy się od właścicielki kawiarni że niedaleko płynie źródełko, z którego możemy uzupełnić wodę za darmo)
Droga, którą wędrowaliśmy była bardzo dobrze oznaczona. Spotkaliśmy gromadkę uroczych świstaków.
Oczywiście nie ominął nas deszcz, jednak po kilku godzinach marszu dotarliśmy do celu.
Z okolic schroniska rozpościerał się niesamowity widok na wszystkie strony świata, a przede wszystkim na nasz cel Bereithorn.
Poznaliśmy tam też najwyższej mieszkającego na świecie kota.
Rzeczywistość jednak była inna... pogoda dalej nas nie rozpieszczała, mimo to szybko złożyliśmy namiot, spakowaliśmy rzeczy na dzisiejszy dzień i ruszyliśmy w drogę.
To był najlepszy wybór z możliwych. Po jakimś czasie wędrówki w mżawce nie widząc za chmurami gór, które powinniśmy widzieć, nagle rozpogodziło się iiii naszym oczom ukazał się upragniony Matterhorn!
Dzisiejszego dnia naszym celem było dotarcie w okolice schroniska Gandegghütte.
Niedługo po opuszczeniu Zermattu i wkroczeniu w piękne alpejskie lasy i doliny znaleźliśmy w magicznym miejscu. Była nim kawiarnia Zum See prowadzona przez uroczych ludzi Maxa i Greti.
Po wypiciu kawy która w takim miejscu smakowała jak nigdy dotąd ruszyliśmy dalej.
(Kiedy chcieliśmy kupić tam wodę, dowiedzieliśmy się od właścicielki kawiarni że niedaleko płynie źródełko, z którego możemy uzupełnić wodę za darmo)
Droga, którą wędrowaliśmy była bardzo dobrze oznaczona. Spotkaliśmy gromadkę uroczych świstaków.
Oczywiście nie ominął nas deszcz, jednak po kilku godzinach marszu dotarliśmy do celu.
Z okolic schroniska rozpościerał się niesamowity widok na wszystkie strony świata, a przede wszystkim na nasz cel Bereithorn.